Nie żebym była jakoś szczególnie eko … Przyznam się nawet, że nie jestem! Jeśli chodzi o ekologię to nie była nigdy moją pasją. I tu się pewnie sporo osób oburzy. Sorry, kochani, wy też pewnie nie jesteście w znakomitej większości.
To teraz bardzo krótka dawka tego czym jest ekologia. Po prostu zacytuję definicję „nauka o strukturze i funkcjonowaniu przyrody, zajmująca się badaniem oddziaływań pomiędzy organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między tymi organizmami (czyli strukturą ekosystemów).”
I co jesteście takimi ekologami jak się Wam wydawało? Badacie wzajemne zależności w danych ekosystemach? Wiecie ile jakich ryb powinno pływać w jeziorze by zachować równowagę gatunkową? Ile śledzi można odłowić z Bałtyku bez szkody dla ich populacji? Ja nie mam pojęcia! I przyznam się, że mam nadzieję, iż Ci co się zajmują rybołówstwem to wiedzą i kontrolują, a ja nie muszę i mogę im zaufać.
Wracając zatem do sedna. Będzie o tym co potocznie nazywamy eko – czyli o produkcie, a może produktach pro-środowiskowych. No dobra o jednym. Będzie o mydle! Temat podsunął mi niedawno poznany, uśmiechnięty harcerz. (Tu puszczam mu oko 😉).
Nie od dziś wiadomo, że czasem chcemy się umyć. Bywa też, że chcemy się umyć na łonie natury (np. w środku lasu, lub przy jeziorze, albo w środku lasu przy jeziorze). I znajdą się na pewno tacy co powiedzą, a co to za problem. Bierzesz mydło, wchodzisz do jeziora i po sprawie.
No właśnie nie! Takie zachowanie jest egoistyczne. Ty może się umyjesz, a mydlana woda w jeziorze nie będzie już tą samą wodą. Zaburzy równowagę ekosystemu jeziora!
W zależności od tego jakiego środka użyjesz (celowo nie napisałam mydła) zaburzysz ją mniej lub bardziej. Jak chcesz się dowiedzieć co może się stać i dlaczego. I musisz to wiedzieć natychmiast, to sorry – nie dziś.
Dziś o tym: co to jest mydło, jakie mydło wziąć do lasu 😉 i jak się umyć by las ucierpiał jak najmniej. Bo mimo wszystko nieco ucierpi. No, ale myć się trzeba – mówiłam, że tak do końca eko- to nie jestem.
Nie każdy środek myjący, czy też piorący jest mydłem. Większość tych w płynie nim nie jest. Aby mydło było mydłem, musi być to w znakomitej większości sól wyższego kwasu tłuszczowego. Zajechało chemią … A czego się spodziewaliście?
„Najfajniejsze” mydła to mydła potasowe, a zaraz potem sodowe. Uwaga! Są to zazwyczaj ciała stałe. Robi się je z produktów naturalnych tj. oliwa z oliwek, olej kokosowy, olej palmowy (nie bijcie mnie za śmierć orangutanów – nie każę wam ich – tych mydeł – robić z domieszką tego akurat oleju).
Reakcja, w której powstają nazywa się zmydlaniem tłuszczów. Można ją przeprowadzić w domu.
Taki trioleinian glicerolu może być składnikiem oliwy z oliwek. Oliwa z oliwek w znakomitej większości składa się właśnie z glicerolowych estrów kwasów tłuszczowych. W tym najwięcej jest w niej pochodnych kwasu oleinowego (od 55% do 85% w zależności od jej jakości i pochodzenia), są też inne jak: linolowy, palmitynowy, stearynowy czy linolenowy kwas tłuszczowy. Zatem taki ester nie musi być akurat triolelinianem gliceryny, może zawierać, np. jedną resztę kwasu oleinowego, jedną palmitynowego i jedną stearynowego i jego wzór będzie wtedy taki (patrz po prawej):
Najczęściej poza trioleinianiem gliceryny mamy do czynienia z estrami, w których dwie reszty kwasowe pochodzą od kwasu oleinowego, a jedna od innego kwasu. Jak macie ochotę to sobie takie wzory napiszcie.
Dobra, załóżmy że wzięliśmy odpowiednią ilość oliwy z oliwek, dodaliśmy do niej stechiometryczną (no dobra niemalże stechiometryczną) w stosunku do liczby reszt kwasowych ilość wodorotlenku potasu (lub sodu) rozpuszczonego w wodzie i uzyskaliśmy budyniową masę (mieszaninę wody, mydeł – czyli soli odpowiednich kwasów tłuszczowych, gliceryny). Masę umieściliśmy w foremkach (najlepiej silikonowych – sic!- to już nie takie eko, ale bądźmy szczerzy można ich użyć wielokrotnie, więc nie jest źle, a będzie łatwiej wyjąć z nich kostkę mydła – produkt) i odstawiliśmy w bezpieczne miejsce. Teraz czekamy, mydło schnie (woda odparowuje) i dojrzewa (reakcje powoli dobiegają końca), a po kilku tygodniach (dajmy na to 6-ciu) mamy kostki mydła (jak poleży dłużej będzie jeszcze fajniejsze, ładniej się spieni). Pozostaje sprawdzić jego pH – (odpowiednim papierkiem) powinno być ok. 7. Jeśli jest znacznie wyższe to oznacza to, że dodaliśmy za dużo wodorotlenku i mydło nie nadaje się do użytku.
A dlaczego takie mydło (w kostce, zwane szarym, kastylijskim lub marsylskim) jest bardziej eko? Już i tak jest tego tekstu dużo, więc będzie w punktach:
– pochodzi z produktów naturalnych, jest łatwiej degradowalne przez środowisko; inne produkty myjące zawierają często dodatki produktów przeróbki ropy naftowej (oleje mineralne), które już takie nie są
– nie było testowane na zwierzętach
– nie wymaga jednorazowego plastikowego opakowania
– ilość zużytej do jego wyprodukowania energii jest mniejsza niż do produkcji innych dostępnych na rynku detergentów
– jeśli kupimy je od lokalnego producenta i będzie wyprodukowane z lokalnie dostępnych oliw, olei itp., to ślad węglowy po jego transporcie będzie mniejszy, do tego uda nam się wesprzeć rozwój lokalnego rynku
– ponoć wydajność kostki w stosunku do takiej samej masy „mydła” w płynie jest znacznie większa – co jeszcze bardziej przemawia za tym, by z niego korzystać – trzeba przetransportować mniejszą masę by wymyć taką samą powierzchnię ciała.
– o potasowych mydłach mówi się, że są antyalergiczne, świetne dla osób z problemami skórnymi jak np. atopowe zapalnie skóry.
Uff. Czy Was przekonałam? Siebie nieco tak 😊.
Jeszcze krótkie info, jak szukać i co kupić.
Jeśli chcecie wiedzieć, czy dany produkt kosmetyczny jest przyjazny dla środowiska możecie się kierować różnego rodzaju certyfikatami. Moim ulubionym jest certyfikat włoskiego instytutu ICEA. Produkty nim opatrzone muszą spełniać określone warunki takie jak, np.:
– nie testowane na zwierzętach,
– zawierać tylko naturalne składniki pochodzące z ekologicznych upraw,
– muszą być jasno określone i łatwo weryfikowalne zasady korelacji między surowcami naturalnymi a produktem końcowym czyli kosmetykiem,
–produkty i procesy produkcji muszą być przyjazne dla środowiska i ludzkiego zdrowia,
– kosmetyk musi być stworzony wg. zasady zrównoważonego rozwoju środowiska.
To załóżmy teraz, że mamy nasze mydło w kostce, certyfikowane, o prostym składzie, albo nawet takie handmade. Z tym mydłem kochani nie włazimy do jeziora i nie pluskamy się jak w wannie. To nadal jest środek nieobojętny dla wodnego ekosystemu. Wspomnę jedynie o tym, że zwiększy ilość azotu w wodzie – co powoduje eutrofizację środowisk wodnych. Kto nie wie co to, niech doczyta!
Nabieramy wodę do miski i odmaszerowujemy od jeziora.
Myjemy się jak to zwykliśmy robić, a wodę z mydlinami i naszym brudem wylewamy do wykopanego uprzednio dołka (głębokości około 15–20 cm), który znajduje się nie mniej niż 60 m od źródła wody. Zatem jeśli nie jesteśmy na obozie, gdzie miejsce na mydliny jest wyznaczone, do mycia będziemy potrzebowali: saperki (łopatki), miski, mydła i ręcznika. Jeśli środowisko na tym mniej ucierpi to chyba warto!